Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

środa, 29 września 2010

Dla dzieci o mocnych nerwach



Artur Andrus, jeden z moich ulubionych rozśmieszaczy, zapytał kiedyś swoich radiosłuchaczy o to, czym (albo kim) byli straszeni w dzieciństwie.

Tata TatyOliwki miał w zwyczaju straszyć mnie i moją siostrę… siedzibą PZPR. Ilekroć przechodziliśmy w okolicach białego domku (a wracając z przedszkola przechodziliśmy pięć dni w tygodniu), papcio kazał nam chować cukierki. Owego żarciku (dziś piszę „żarcik”, ale wtedy to był przeca koszmar, starach i rozpacz) szczególnie nie lubiła nasza mama, która obawiała się, że historię o „smutnych panach zabierających słodkości” zaniesiemy do naszej placówki wychowawczej. Czy zanieśliśmy? Tatko za karatami nie był, więc chyba jednak nie.

Panna Oliwka – póki co – straszona nie jest. Pomysłów nam brak, czy jak?

A u Andrusa Artura bardzo spodobała mi się historia pewnej pani z Bydgoszczy („Do Bydgoszczy będę jeździł!"), której mama starszyła ją i jej siostry mówiąc „idzie grupa VOX”…

Ratunku!

czwartek, 23 września 2010

Łza w oku, a w zasadzie dwóch

Tak, wiem zaniedbuję okropnie swój internetowy kajecik. Na ale dziś nie o tym.
W tygodniku „Przekrój” znalazłem właśnie zdjęcia kina „Helios”. To właśnie tu spędziłem 8 pięknych lat swojego życia. Któż zliczy dziś wszystkie obejrzane filmy, przedarte bilety, no i romantyczne wieczory na dachu rzeczonego przybytku? O innych historiach (jak zawsze – mrożących krew w żyłach) może innym razem…

Niech Państwo cieszy się razem ze mną:
http://www.przekroj.pl/galerie_fotogalerie_galeria.html?galg_id=1478