Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

czwartek, 21 kwietnia 2011

Być jak Adam Słodowy









Małżonka osobista to zdolna kobieta. Lepi garnki, dłubie w glinie, wymachuje z gracją dłutem, śrubokrętem tudzież innym młotkiem. Do dziś pamiętam, kiedy razu pewnego w odległym kraju nad Wisłą zakasała rękawy i – ku mojemu zdziwieniu – naprawiła rozpieprzony wucet. Zuch dziewczyna!

Żeby nie było wątpliwości – TataOliwki nie lepi, nie dłubie, śrubokrętu boi się zaś panicznie. Życie. Potrafię za to całą masę innych rzeczy, o których z braku czasu i miejsca, może jednak nieco innym razem…

Kiedy zatem Oliwa otrzymała zadanie, aby zrobić ramkę do zdjęcia, nie muszę chyba mówić z kim przystąpiła do pracy. Pani matka wpadła w twórczy szał i postanowiła wespół z córką rzucić szkołę na kolana. Papierowa masa plus malowany makaron zrobiły swoje. Oliwka otrzymała okolicznościowy dyplom, który prężąc pierś dumnie wzniosłem do góry. Zuch dziewczyna!