





















Pierwsza niedziela sierpnia była bez wątpienia najgorętszym dniem tego lata w Londynie. Wysoką temperaturę, tym razem, nie zawdzięczaliśmy jednak położeniu Słońca. Stolicę oponował bowiem wielobarwny, roztańczony i wyjątkowo gorący Carnaval del Pueblo.
Za nami 11. już edycja największego w Europie święta kultury Ameryki Łacińskiej. Organizowany pod patronatem burmistrza Londynu, słynny Carnaval de Pueblo, przyciągnął tysiące turystów i mieszkańców metropolii.
W samo południe z okolic stacji metra Elephant and Castle wyruszył karnawałowy korowód. Tancerze m.in. z Boliwii, Ekwadoru, Meksyku, Wenezueli, Kolumbii, Peru i Chile w bajecznie kolorowych, narodowych kostiumach przy gorących dźwiękach muzyki granej także na żywo przeszli ulicami miasta.
Dla mieszkańców Ameryki Południowej taniec to coś znacznie więcej niż tylko poruszanie się w rytm muzyki. W dawnych czasach tańce miały tam wiele wspólnego z jakimiś ważnym wydarzeniem: wojną, zamążpójściem czy chociażby wyprawą na polowanie. Po przybyciu Hiszpanów i afrykańskich niewolników, przywiezione przez nich tańce europejskie i afrykańskie, wymieszały się z indiańskimi i stworzyły niezwykle interesujące style, które można było podziwiać podczas londyńskiego Carnaval del Pueblo. Nie zabrakło więc słynnych tańców z chustkami, które, zgodnie z kulturą andyjską, przedstawiały zaloty, miłość, jej utratę, a następnie pojednanie. Niemniej widowiskowy był diablada, czyli taniec diabłów, który wykonali tancerze przebrani w demoniczne maski i stroje.
Po blisko dwugodzinnym pochodzie, roztańczony korowód dotarł do Burgess Park, gdzie kilkadziesiąt tysięcy osób uczestniczyło w wielkiej zabawie.
Żywiołowa muzyka, gorące tańce, wyborne jedzenie i tłum znakomicie bawiących się ludzi – oto właśnie prawdziwy Carnaval del Pueblo! No i jeszcze rzecz chyba najważniejsza: impreza ta nadal przyciąga przede wszystkim Latynosów. Dzięki temu, w odróżnieniu od wielkiego i jakże komercyjnego Notting Hill Carnival, zachowała swoją oryginalność i autentyczność. Oby zostało tak jak najdłużej.
6 komentarzy:
Jak dobrze że w pracy można czasami oddalić się o setki kilometrów i Twoimi oczami patrzeć na inny świat ...
Jestem ciekawy jak dowiadujesz sie o takich wydarzeniach. Sledzisz jakas strone czy bloga? Nie sposob miec ciagle reke na pulsie a jednak zdecydowanie zbyt czesto omijaja mnie takie kolorowanki w Londynie. :)
A fotki calkiem niezle!
a na jakim aparacie i obiektywie pracuje TataOliwki? jeśli to nie żadna tajemnica. zdjecia godne uwagi. winszuję :)
Pan TataOliwki proszony o odpowiedz na komentarze!
Już jestem, już jestem i z odpowiedziami spieszę:
Informacje o imprezach wszelakich czerpię przede wszystkim z tygodnika Time Out. Wszystko elegancko opisane, adresy wskazane. Ot, prawdziwa kopalnia.
Obrazki pochodzą z Nikona D300(szkła Nikkora: 17-55 i 70-200).
Za słowa miłe, miło dziękuję i ja!
Serdeczności!
Time Out! kompletnie o tym zapomnialem. Dzieki i pozdro!
Prześlij komentarz