Ambasador Polski w Berlinie stwierdził, iż plaga kradzieży aut u naszego zachodniego sąsiada wynika z tego, że „być może w Niemczech zbyt łatwo ukraść samochód?”. Zuch!
Oczywiście ambasador pan ma rację, zresztą nazwisko zobowiązuje. Marek Prawda powiedział to, o czym wiemy od dawna. Polacy kradną auta wyłącznie dlatego, że źli, bogaci i mało rozgarnięci Niemcy sami się o to proszą. Nie przewiązują samochodów łańcuchami, nie kopią fos i pali nie stawiają, ba!, nawet w tych drogich autach sami nie śpią. Stoi więc takie nowe bmw na niemieckiej ulicy i z utęsknieniem oczekuje na polskiego złodzieja. Polski złodziej jest przecież o niebo lepszy od, dajmy na to, złodzieja niemieckiego, bo jest przecież polski, nasz, słowiański więc prawy, uczciwy i jedyny, najlepszy po prostu!
Coś mi się zdaje, że pan Prawda dołączył właśnie do całkiem pokaźnej i stale rosnącej grupy naszych rodaków, którzy zawsze i wszędzie znajdą winnego. Miast posypać głowę popiołem i mocno uderzyć się w pierś znowu słyszę radosne „To nie my, to oni!”. Niczym mantra powtarzają to zwłaszcza kochani politykierzy. Zadłużone szpitale? To przecież zasługa poprzedniej ekipy! Dziurawe drogi? Opieszałość byłego ministra! Brudne i spóźniające się pociągi? Ignorancja poprzedniego prezesa. Bla, bla, bla…
Wypowiedź Prawdy idealnie wpisuje się w kanon rodzimego teatru absurdu. W wyścigu na oskarżenia nie mamy chyba sobie równych. Własną indolencję i ignorancję potrafimy usprawiedliwić na wszelkie możliwe sposoby. Za każdym niepowodzeniem stoją przecież „oni”, nigdy „my”. My przecież jesteśmy nieomylni, my zawsze mamy rację, my wszystko robimy najlepiej. A gdy coś już zacznie się psuć (bo zawsze psuć się musi!) błyskawicznie znajdziemy winnego. Ot, taka już nasza natura.
Niech irytują się więc niemieccy policjanci na bystre słowa ambasadora Prawdy. Bo gdyby Niemcy aut nie kupowali, nikt by ich nie ukradł. Zwłaszcza nie ukradliby Polacy. To przecież takie oczywiste.