
Kiedy w pewien poniedziałkowy wieczór roku 1993 oznajmiłem rodzicom, że przestaję jeść mięso, w kuchni zapanowała ogólna wesołość. Żarcik wydawał się być pyszny. No, ale nie o wegetariańskim kombatanctwie chciałem tu dziś mówić.
Otóż w czasach, o których powyżej, w nadwiślańskim kraju wegetariańskich produktów było niewiele. Firma Polgrunt dopiero co zaczęła produkować pasztety sojowe i to chyba wówczas tylko tyle można było znaleźć na sklepowych półkach. Zupełnie inaczej miała się sytuacja u naszych południowych sąsiadów. Czechy od zawsze uchodziły w moich oczach i kubkach smakowych za wegetariański raj (gwoli ścisłości, nie tylko jeśli chodzi o wegetariańskie jedzenie od dawien mam słabość do tego kraju i jego mieszkańców). Tam było po prostu wszystko!
Tofu z firmy Sunfood to był dopiero raj! Nie napiszę, że jego smak pamiętam do dziś, bo nie pamiętam. Pamiętam za to, że przy każdej wizycie w Czechach objadałem się nim z rozkoszą niekłamaną.
Wczorajszy wieczór i noc były więcej niż udane. Spotkanie z Gosią, Klarą i Argirem było, co tu dużo mówić, więcej niż potrzebne. Była pyszna dyniowa zupa, były nocne Polaków-Czechów rozmowy, był też w końcu mroźny spacer do wybornej gospody. A żeby tego było mało, Argir obdarował mnie tym, co Szanowne Państwo widzi na załączonym obrazku. Życie jest piękne! A przynajmniej czasami takim bywa.
1 komentarz:
Wreszcie coś znowu skrobnąłeś. Ja dopiero zdałam sobie sprawę, że ja też przestałam jeść mięso w tym samym roku co ty. Trzymaj się !
Prześlij komentarz