No i znowu zapraszam do ogrodu. Może już nie tak bardzo rajskiego, ale ciągle bardzo przyjemnego.
W przydomowym ogrodzie spotykaliśmy się na popołudniowe pożegnanie pani Kasi. Pani Kasia, co to sporo radości w nasze progi wniosła, wraca właśnie do kraju przodków.
Poznaliśmy się w szkole. Potem Kasia zamieszkała na czas jakiś z nami, potem zaś z małżonką osobistą w jednym kramie pracować zaczęła. Było miło, było zabawnie, było win butelek sporo.
Zanim pani Kasia wyląduje w swym wielkim domu z wielkim ogrodem, wybiera się jeszcze na leniuchowanie do słonecznej Italii. Szczęściara.
W przydomowym ogrodzie żegnaliśmy się piknikowo, wino zacne popijając. Odwiedził nas również pan kot zza płotu, który pożegnalną łzę również uronił.
A w lipcu, jak do nadwiślańskiej krainy polecimy, to panią Kasię nawiedzimy. A co!
3 komentarze:
eh, te wspaniale ogrody przydomowe (nawet te male i te bardzo male) gdzie mozna zgrilowac kawalek miesa i posiedziec w cieniu z ksiazka. teskno za nimi. podziwiam i zazdroszcze.
Szanowny Tato Oliwki
Z wielka przyjemniscia zawiadamniam ze zdjecia przez Pana umieszczane na blogu ciesza oko widza precyzja obiektu; dowcipem oraz talentem fotografa.
Chyle czola.
Uszanowanie
Malinowy Chrusniak
ech, aż by się chciało koło Was mieszkać... tak być pożegnanym...
może kiedyś się w tym celu wprowadzimy nieopodal :-)
Prześlij komentarz