Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

środa, 27 sierpnia 2008

Para – buch! Koła – w ruch!






Uwielbiam podróżować koleją. Bo przecież jak stało w filmie Stanisława Barei „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?” – Podróż koleją skraca czas…

Jeżdżę metrem i autobusami. Czasami samochodem, czasami zaś samolotem. Największą radość sprawia mi jednak przemieszczanie się pociągiem. W zamierzchłych czasach (tak, tak – słyszymy te łamanie w kościach) regularnie podróżowałem na trasie Grudziądz-Kraków. Wyjeżdżałem po 22.00, przyjeżdżałem trochę przed 8.00. Brudno, tłoczno, a czasami to i straszno. Ale za to jak przyjemnie!

Szanowne Państwo oczyma wyobraźni niech zobaczy taki oto obrazek. Nadmorskie miasteczko Paignton. Plaża, woda, jakieś molo – ot, kurort jakich wiele. Nagle – gwizd! Nagle – świst! Co to? Ach, co to? – drżącym głosem pyta Tata Oliwki. Pyta choć odpowiedź może być tylko jedna – lokomotywa!

Biegnę. Co ja mówię – pędzę, gnam, prawa fizyki przełamuję i definiuję na nowo. Jestem. Patrzę i mdleję z zachwytu. Małżonka osobista przybiega zdyszana, cuci ukochanego, sadza na ławeczce, soli orzeźwiających podaje. Oto jesteśmy na zabytkowej stacji kolejowej.

Piękne lokomotywy, stylowe wagony. Drogą zakupu trzęsącymi się dłońmi nabywam bilety do Kingswear. Odcinek zaledwie 10 kilometrowy, ale za to jaki uroczy! Jedziemy wzdłuż morza, powoli, dostojnie. Bilety sprawdza wiekowy konduktor w takimż samym uniformie. Omdlenie drugie, ostatnie.

Cóż to była za podróż. 30 minut błogostanu, rozkoszy, radości absolutnej. W Kingswear przesiadka na prom i już jesteśmy w Dartmouth. Uniesień ciąg dalszy, bo to bez wątpienia najładniejsze miasteczko jakie do tej pory było nam dane odwiedzić na Wyspach. Szczegóły już jutro.

Kolejowe marzenie? Oczywiście, że jest. Podróż koleją transsyberyjską. Chodzi mi ona po głowie dobrych 7 lat. Był pomysł co by w kawalerskim stanie z moją małżonką osobistą (wówczas konkubiną, również osobistą) wybrać się w dalekie strony. Nie wyszło, część z nas (dokładnie 50%) jakby się rozmyśliła. Pozostałe 50% o Władywostoku myśli dalej. Może w przyszłym roku?

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas…

6 komentarzy:

zyga pisze...

....prawa fizyki przełamuje.....

Pan Góralski z pewnością dumny byłby z Ciebie!:)

TataOliwki pisze...

... No masz!

Anonimowy pisze...

jak będziesz zbierał ekipę na syberię to nie zapomnij o mnie i jednorękim bandycie.

TataOliwki pisze...

Już w kajecik obu panów wpisałem! Tylko czy wątroby cało z nami z tej podróży wrócą aby?

Anonimowy pisze...

zabierzemy zapasowe. próbę zrobimy jesienią jak z jednorękim wpadniemy na wyspę. tym czasem radości z powrotu i darz bór

Stadzik pisze...

och, i mnie porwala ta opowiesc parowo-kolejowa. I niektorym wschodnim kresowiankom marzy sie podroz przez Rosje. Moze czas nam wyruszac, bo kto wie co bedzie za pol roku czy za rok..