



Kiedy w roku 1959 w Londynie swoją działalność rozpoczynał Teatr dla Dzieci i Młodzieży „Syrena”, mało kto chyba przypuszczał, że pół wieku później wystawiane przedstawienia nadal będą przyciągały tłumy najmłodszych widzów. Wydawać by się mogło, że w ciągu tych 50 lat zmieniło się niemal wszystko, że dla dzieci liczy się dziś wyłącznie telewizja i Internet. „Syrena” udowadnia jednak, że to nieprawda. Teatr był i jest nadal bardzo potrzebny. Bo tu wszystko jest możliwe: aktorów można nie tylko zobaczyć, ale także z nimi porozmawiać. Teatru na żywo nie da się przecież zastąpić niczym innym.
Nie sposób chyba zliczyć ile w ciągu tych pięćdziesięciu lat „Syrena” wystawiła przedstawień, jak wielu miała widzów. Przez długi czas był to „teatr na kółkach” – bez własnej sceny podróżował z przedstawieniami po całej Anglii. Docierał wszędzie tam, gdzie byli Polacy. Dopiero w roku 1982, kiedy nastąpiło otwarcie sali teatralnej w budynku Polskiego Ośrodka-Społeczno Kulturalnego, „Syrena” znalazła swój wymarzony dom.
„Króla Maciusia I” Syrena wystawiła po raz pierwszy w roku 1974. Kolejny raz bohaterowie Korczaka powrócili na londyńską scenę z okazji 40-lecia istnienia „Syreny”. Swoje półwiecze emigracyjny teatr świętował także tą ponadczasową opowieścią.
Po raz pierwszy wybraliśmy się do teatru całą trójką: Oliwa, mama i ja. Było wybornie. Małżonce osobistej tak się podobało, że nie zważając na zakazy, aparat kieszonkowy dobyła i przedstawienie jęła uwieczniać. Szybka i zdecydowana reakcja służb porządkowych skutecznie ukróciła fotograficzne wybryki Sylwii S. TataOliwki załapać się nie pozwolił. Zuch!.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz