





Hey-ho, Hey-ho na koncert by się szło! Tym razem na HEY właśnie. W niedzielny wieczór panna Oliwa została z wujostwem, a my – hejże hola na panią Katarzynę Nosowską z kompanami zacnymi.
Zespół HEY na żywo widziałem raz. W 1995 roku w uroczej miejscowości Czymanowo, czyli na I Przystanku Woodstock. TataOliwki piękny i młody. Cały świat wokół zasadniczo też. Kasia Nosowska również. A w zasadzie to Kasia Nosowska przede wszystkim.
W niedzielny wieczór w mieście Londyn, Kasia Nosowska znowu zagrała pięknie i uroczo. W ziemię mnie nie wbiło, bo i wbić raczej nie miało Twórczość rzeczonej pani cenię, i lubię, jednak włosów z głowy nie wyrywam, nie mdleję, pisków żadnych nie wydaję.
Cieszę się jednak niezmiernie, że na ów koncert poszedłem. Zwłaszcza, że z małżonką osobistą,. A w zasadzie to przede wszystkim, że z małżonką osobistą…
***
Uprzejmie proszę o usprawiedliwienie mojej blogowej nieobecności. Otóż oczko mi się odlepiło. Temu misiu! A było to tak: Po koncercie wracaliśmy my sobie do domu aż tu nagle drzewo TatęOliwki zaatakowało! Ale jak! Gałązka w oczko lewe i dwa dni wolne od pracy.
Oko było się zamieniło w bulwę czerwoną (prawe białe, lewe czerwone – znaczy się prawdziwy polski patriota) i gdyby nie natychmiastowa pomoc żony, koniec nadszedłby niechybnie.
Żel, okłady z herbaty i ziół; pani żona okazała się być całkiem zaradną wiedźmą, wróżką i czarodziejką w jednym. I znowu widzę i znowu pisać mogę.
A zaskoczenie największe w tej historii jest takie, że drzewo zaatakowało mnie po trzeźwemu. Na koncercie wypiłem bowiem tylko wodę z minerałami, żadnego piwa. Chyba stary się robię skoro w takim przyzwoitym stanie gałęzie mnie atakują...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz