Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

piątek, 28 listopada 2008

Łasuchy jabłecznikowi











Bez dwóch zdań: TataOliwki jest łasuchem. W owym łasuchowaniu dzielnie wspiera mnie panna Oliwa. Nasz radosny tandem przepada zwłaszcza za wypiekami pani żony osobistej.

Wczoraj na ten przykład upiekł się jabłecznik. A upiekł się wyłącznie dzięki pani żony właśnie. Tandem łasuchów tylko się krzątał po kuchni, przeszkadzał, poganiał, niecierpliwość okazywał tudzież jabłka z cynamonem wyżerał z garnka. Pani matka zgrzytała zębami, nóżką tupała, ba, nawet i nożem pogroziła. Nieustraszeni pogromcy słodkości przegonić się wszelako nie dali. Zuchy!

Na wypiekach – poza, rzecz jasna, ich konsumowaniu – TataOliwki nie zna się nic a nic. Podobny brak niewiedzy wykazuje również Oliwa. Wiadomo – razem raźniej. Wiemy tylko, że małżonka osobista i kochana mama w jednym, wybiera mąkę polską (ot, patriotka!). Cukier i jajca są już jednak wyspiarskie (ot, zdrajczyni!). Dlaczego tak, a nie inaczej, odwrotnie chociażby – nie wiemy.

Niestety nie mogę Szanownego Państwa poczęstować. I nie chodzi nawet o to, że przez komputer to jakoś ciężko byłoby z owym dzieleniem. Chodzi o to, że jabłecznik okazał się być nie tylko wyjątkowo pysznym jabłecznikiem, ale także wyjątkowo małym jabłecznikiem. No zwyczajnie za małym. Może następnym razem upiecze się większy?

4 komentarze:

Unknown pisze...

PIKENY! mozna dostac przepis?

max2 pisze...

Ja tez chce ten przepis. Ślinka mu cieknie!!!

max2 pisze...

Oczywiscie mi cieknie

TataOliwki pisze...

Ooo... z tym może być problem ;) Małżonka osobista strzeże swych kulinarnych sekretów w specjalnej szkatułce, do której TataOliwki dostępu nie ma. Dajcie mi Drogie Panie trochę czasu...

Serdeczności