

Ulica Poland Street znajduje się na Soho. Najstarsi górale powiadają, że ta jakże swojsko brzmiąca nazwa ulicy pojawiła się w zapisach londyńskich około roku 1680. Dlaczego akurat tak? Dokładnie nie wiadomo. Przypuszcza się jednak, że ulica zawdzięcza swą nazwę zwycięstwu króla Jana III Sobieskiego nad Turkami w roku 1673. Tyle historia. Powróćmy do współczesności. Przewodniki mówią, że Soho to dzielnica, która nigdy nie śpi. A wszystko za sprawą licznych pubów, barów, restauracji, dyskotek, klubów itd. No i oczywiście dziewcząt, co to się prężą i wyginają. A prężą się i wyginają co by panów turystów oczarować i zaprosić do środka lokalu przed którym właśnie się gimnastykują. Dlaczego panów turystów? Ano miejscowi wiedzą, że w takim lokalu za kieliszek podłego wina mogą zapłacić nawet i 10 razy więcej niż w przyzwoitej restauracji (przyznają Państwo chyba, że 60 funtów to dość wygórowana cena za kapkę wina; taki cennik pokazywała kiedyś BBC).
Panie gimnastyczki zazwyczaj noszą odzienie dość ubogie. Pogoda im nie straszna. Klienta oczarować trzeba, nawet i za cenę zgrzytających z zimna zębów tudzież sinych kończyn. Prężą się zatem panie, uśmiechają się zalotnie, rączkami machają, słówka piękne wypowiadają. No i panowie turyści w tak elegancko zaaranżowaną pułapkę wpadają ochoczo i radośnie. Miny im pewnie nieco rzędną, kiedy na stolikach lądują rachunki, ale to już przecież nie nasza, porządnych Polaków, sprawa. Nieprawdaż?
A do południa, gdy panie odsypiają wieczorno-nocną gimnastykę, Soho zmienia nieco swój klimat. W drzwiach z wszystko mówiącym neonem „Model” pojawiają się na ten przykład zgoła odmienne atrakcje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz