Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

wtorek, 4 listopada 2008

Automobilowy zawrót głowy



























W drugiej połowie XIX wieku dynamiczny rozwój „wehikułów napędzanych parą” sprawił, iż Parlament Zjednoczonego Królestwa uchwalił słynną Ustawę Czerwonej Flagi. Przerażeni nowym wynalazkiem mieszkańcy stolicy odetchnęli z ulgą. Oto bowiem wprowadzono przepis mówiący, iż „lokomotywę drogową” powinien poprzedzać człowiek z czerwoną flagą ostrzegający ludność o jej przejeździe.

Zdaniem coraz liczniejszych pasjonatów „bezkonnych bryczek” Red Flag Act znacząco przyczynił się do opóźnienia rozwoju motoryzacji na Wyspach. Po trzech latach próśb, a niekiedy i stanowczych nacisków, udało się automobilistom doprowadzić do anulowania krzywdzących – ich zdaniem – przepisów. 14 listopada 1896 roku, już w dzień po zniesieniu ustawy, 30 uradowanych właścicieli czterokołowych pojazdów postanowiło wyruszyć do nadmorskiego Brighton, by w ten właśnie sposób uczcić pierwszy dzień bez kompromitujących czerwonych flag. Wzbudzająca powszechny zachwyt kolumna lśniących automobili popędziła (z dopuszczalną zawrotną prędkością…12 mil na godzinę) do odległego o 60 mil kurortu. Tak oto narodził się jeden z najsłynniejszych rajdów samochodowych świata.

Dziś „London to Brighton Veteran Car Run” to organizowana z wielkim rozmachem trzydniowa impreza przyciągająca tysiące fanów motoryzacji (w tym TatęOliwki, który: a/ nie posiada prawa jazdy, b/ pojazdami mechanicznymi kierować nie potrafi, c/ nie ma zielonego pojęcia na temat silników, gaźników i takich tam). W piątek 31 października odbyła się tradycyjna już aukcja zabytkowych automobili. W domu aukcyjnym Bonhams najwyższą cenę uzyskał w tym roku francuski Clement z roku 1902. Nowy właściciel zapłacił za niego, bagatela,150 tysięcy funtów!

Dzień później, w sobotę, na Regent Street zaprezentowano część samochodów spośród zgłoszonych do tegorocznego rajdu. Mimo deszczowej pogody, tysiące osób podziwiało zabytkowe auta i ich właścicieli: damy ubrane były w stylowe suknie i kwieciste kapelusze; dżentelmeni paradowali zaś w klasycznych płaszczach i cylindrach. No i jeszcze panie z paryskiego Moulin Rouge, które przyjechały na zaproszenie organizatorów. Machały kieckami, nóżki zgrabne prezentowały. Brawo te panie!

W niedzielę zaś odbył się najważniejszy punkt tego motoryzacyjnego święta – rajd do Brighton. Dokładnie o godz. 6.58 z londyńskiego Hyde Parku wyruszyło pierwsze spośród 483 aut zgłoszonych do wyścigu. Wyścigu, który od lat łączy pokolenia miłośników czterokołowych pojazdów. Dość powiedzieć, że najmłodszy kierowca miał w tym roku 17 lat, najstarszy – 92.

Dziś, w czasach, gdy koncerny samochodowe prześcigają się w konstruowaniu coraz szybszych, coraz nowocześniejszych i coraz droższych aut, widok blisko pół tysiąca zabytkowych pojazdów zrobił ogromne wrażenie na licznie przybyłych mieszkańcach stolicy. I choć nie wszystkim uczestnikom rajdu udało się dotrzeć do mety (do Brighton dojechało 420 samochodów), najważniejszym pozostaje fakt, że „London to Brighton Veteran Car Run” nadal jest żywą historią światowej motoryzacji.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście niesamowita defilada. Poważniejsza niż na Islandii, chociaż i tutaj była angielska delegacja.
http://cowul.blox.pl/2008/09/Zmiana-warty-na-ulicach.html