




Ach cóż to był za sympatyczno-intensywny weekend. Jak Szanowne Państwo wie – Panna O. powróciła na londyńskie łono. Powróciła nieco wyższa, nieco cięższa, znaczy się nieco bardziej kochana (coś jak: „Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu”).
Przyjechał także mój tato osobisty, znaczy kulka pan w całej okazałości. Sobota okazała się być sobotą wyjątkowo gorącą. Wybraliśmy się zatem do parku w Greenwich – bez dwóch zdań: jednego z moich ulubionych miejsc angielskiej stolicy. Dziewczęta oddawały się parkowej gimnastyce, gonitwom i puszczaniem piórek na wietrze. Panowie zaś leżeli do góry pępkiem, uśmiechali się serdecznie, dziewczęta w współzawodnictwie dopingowali.
Wdrapaliśmy się jeszcze w okolice dawnego Królewskiego Obserwatorium Astronomicznego. Do południka zerowego kolejny raz się nie przebijaliśmy, bo i siły przebicia w nas specjalnego nie było. Japońscy turyści przebijali się za to ochoczo i z wdziękiem. Aparaty, cyfrowe kamery i inne urządzenia elektronicznie bardzo zaawansowane w owym przebijaniu nie przeszkadzały nim nic a nic. Zuch turyści!
Potem ciąg dalszy wylegiwania się na trawie zielonej i obserwacja papy Aleksandra: „A w Polsce, to za takie leżenie na trawie mandat byśmy pewnie dostali”. Ano byśmy dostali. Tabliczki z nieśmiertelnym „Szanuj zieleń” stoją, jak stały w zamierzchłych czasach mego dzieciństwa. No i ludziom nadal się wydaje, że jak dupska na trawie nie rozłożą, to żyją w zgodzie z matką przyrodą i ojcem ziemią. Co tam segregacja śmieci, co tam butle plastikowe. Najważniejsze to kocyka na zieleni nie rozkładać! Ot, ekologiczna edukacja made in Poland.
W parku doszło jeszcze do konsumpcji etiopskiego obiadu (ryż, soczewica z warzywami plus papka z kapusty i ziemniaków) zapijanego dobrze schłodzonym piwem (panna O. zadowoliła się dobrze schłodzoną lemoniadą, rzecz jasna).
No a porą wieczorową parapetówka u wuja Tygrysa. No właśnie – wuj Tygrys przeprowadził się do wuja Marka. Były łzy, były szlochy, była żubróweczka z sokiem jabłkowym. O eksmisji pana S. to ja jednak może jutro.
1 komentarz:
Ale, ale!! Idziemy za Anglią! W Poznaniu OFICJALNIE MOŻNA LEŻEĆ! radni nam uchwalili. Wprawdzie hm... lata końcówka, ale lepiej późno niż wcale. Więc można leżeć: przy fontannie, na Cytadeli, i w wielu, wielu innych parkach! Żadnych mandatów!
Pozdrawiam
Agnieszka
Prześlij komentarz