Powiem krótko: wytrzymałem pierwszą połowę. I nawet nie dlatego, że siedemsetosobowa grupa kibiców (a wśród tej grupy nie brakowało i osobników, którzy na pierwszy rzut oka ludzi przypominali, ale to tylko pozory o czym za chwilę) Orła Białego w saunę parową zamienili; miejsce, gdzie tlen wymieniono na mało atrakcyjną mieszankę potu i piwnych wyziewów. Czmychnąłem chyżo (tak, dodaj pan jeszcze, że – jak na wysportowanego młodzieńca przystało – biegłeś pan przez płotki...) chamstwu – miast siłom – sprzeciwiłem się kulturom osobistom i lokal gastronomiczny z uniesionym czołem opuściłem.
Szeleszczące dresy, z których wystawały twarze rozpaczliwie poszukujące myśli; a na tych twarzach usta, a z tych ust sakramentalne: „Dla kogo kurwa, pstrykasz te fotki?!”, to jednak nie moja bajka. A jak piłkarz Podolski z gracją piłkę w bramce umieścił, polskie gardła w Orle Białym wyryczały: Pedalski! Pedalski! Kurwom i chujom nie było końca. A kiedy przekleństw nowych rodak wymyślić już nie zdołał, ktoś uderzył w patriotyczną nutę: „Polak Polakowi strzela?! Wstyd!”. Jak się potem okazało Podolskiemu Łukaszowi wstyd nie było i jeszcze raz tę samą piłkę do bramki wturlał (z tymże bramka już była inna, bo Panowie piłkarze byli się zamienili stronami i bramkami również).
45 minut w Orle Białym wystarczą mi na czas raczej dłuższy niż krótszy. Była kiełbasa, był bigos, było piwo i byli umysłowi troglodyci. W liczebnej mniejszości byli też i całkiem sympatyczni kibice, których zdjęcia dla równowagi również zamieszczam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz