







Wczoraj byłem przyczajonym tygrysem i ukrytym smokiem w jednej osobie. Otóż zanim wesołą kompaniją udaliśmy się do państwa Karasiów na telewizyjny finał z mistrzostw Europy w piłce kopanej (Ole Ole Ole, Caramba i takie tam) oglądałem z panną O. bajkę. Oglądałem to jednak może zbyt mocno powiedziane. Zerkałem więc. No, ale jak Szanowne Państwo pozna tytuł owej bajki, to wierzę, że Państwo zrozumie dlaczego tylko zerkałem. A więc: „Barbie i 12 Tańczących Księżniczek”. Siostra ma jedyna obdarowała swego czasu siostrzenicę swą jedyną ową bajką, nie bójmy się tego słowa – różową. Różową, to jest wszystko co ja, ojciec troskliwy, rzec na temat owej bajki mogę. Całą resztę niech Szanowne Państwo dopowie sobie samo.
Wróćmy jednak to przyczajenia i ukrycia. Otóż, gdy landrynkowy róż z ekranu zemdlił mnie był dość znacznie, sięgnąłem po aparat fotograficzny marki N. A gdy sięgnąłem, pozycję przyczajoną i ukrytą z gracją przyjąłem. Efekt owego przyczajenia w ośmiu odsłonach Państwu przedstawiam.
„Barbie i 12 Tańczących Księżniczek” dla czteroletniej (gwoli ścisłości: za 44 dni już pięcioletniej) panny O. to są emocje trudne do opisania. Więcej powiem, to są emocje, z którymi mierzyć się nie sposób. Niech zatem przemówią fotografie. Przemawiamy! (to tubalny głos fotografii). Księżniczki tańczą, panna O. klaszcze, ojciec mdleje z przesłodzenia. Kurtyna.
1 komentarz:
Fanie mięć dziwczę młode w domu , a nie maniaków sportowych , co to gotowi nawet szachy oglądać!
Co zaś się tyczy trunków wypijanych w poprzednim wpisie, a których to Zośka jest miłośniczką (szczególnie tych w kolorze burgunga ), to objęłam tutaj zbliżoną do Tatowej metodę - kupuje zawsze to , które było najdroższe i w danej chwili jest przecenione, O! Taka spryciula ze mię.
Prześlij komentarz