Dawno, dawno temu w tej wschodniej części stolicy funkcjonowały wielkie fabryki cegieł. Stąd też i nazwa – Brick Lane. Miejsce to zawsze było, i jest zresztą nadal, zamieszczałe przede wszystkim przez imigrantów. Kiedyś przeważali tu Irlandczycy, potem Żydzi, od kilkudziesięciu zaś lat to królestwo Bengalczyków. Kulturowy misz-masz widoczny jest niemal na każdym kroku. I między innymi za to właśnie lubię to miejsce.
Brick Lane słynie także z niedzielnego targowiska, na którym kupić można cuda doprawdy wszelakie. Garderoba wierzchnia retro i to bardzo, książki, płyty, rowery, naczynia, wyszczerbione kubki, zdjęcia, obrazy, niedziałające sprzęta RTV, prehistoryczne gadżety kuchenne, buty, maski, latawce, wachlarze, wazony, pirackie filmy DVD, walizki, wózki, sprzęt chyba ogrodowy, narzędzia i cała masa innego, często bliżej niezidentyfikowanego asortymentu. Polecam.
W niedzielę wybraliśmy się także na Art Car Boot Fair 2008. To doroczne targi sztuki współczesnej organizowane na terenie starego browaru położonego właśnie na Brick Lane. Cuda i cudaki. Artyści i zwykli, co tu dużo mówić, rzemieślnicy, który z wdziękiem i gracją potrafią sprzedać swoje wytwory sztukopodobne. A sprzedawali owe wyroby – mniej lub bardziej interesujące – prosto ze swoich artystycznych aut. Cholernie drogo, bo, jak wiadomo, tak zwaną sztukę współczesną wypada mieć. Szczotka do czyszczenia klozetu, którą można kupić za 2 funty, tu kosztowała już funtów 15. A to dlatego, że „artysta” do owej szczotki zdjęcie nowego burmistrza Londynu dokleił, czym pospolitego skrobaka natychmiast zmienił w sztukę współczesną. I tyle.
My zaś, jak na niezwykle wybrednych koneserów przystało, zadowoliliśmy się pysznymi, świeżo wyciskanymi sokami – banany, truskawki, imbir, pomarańcze i lód. Sztuka w gębie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz