







Zrobiłem tak, jak obiecałem. Przeprosiłem, przytuliłem do góry podrzuciłem. Potem i żona osobista przeprosiła, przytuliła do góry jednak nie podrzuciła, bo i jak podrzucić miała? Krótko mówiąc: lepiej. Znaczy się normalnie, znaczy się miło.
Wczoraj przyszła do nas Yumi. Przesympatyczna japońska dama co to z ciotką Olą i żoną osobistą w herbaciano-kawowej branży na chleb zarabia. A jak przyszła i choinkę dorodną zobaczyła, to i do prac ręcznych ochoczo się zabrała. Wiadomo, córka Kraju Kwitnącej Wiśni, znaczy się do orgiami się zabrała. Kolorowe kartki papieru w bliżej nieznany mi sposób zamieniały się w łabędzie, statki, ba, nawet i japońskiego ludzika. Znaczy się przybyło nam nieco choinkowych ozdób.
Po drugiej stronie stołu, ciotka Ola zajęła się zaś konstruowaniem łańcucha. Na szczęście nie na wuja Dańca, tylko na nasze urocze drzewo. I tu także Oliwa pomagała jak mogła.
Żona osobista zabrała się natomiast za wypiek ciasta świątecznego. Pierwszego, nie ostatniego (Niech żyje! Niech żyje!).
Wuj Dancio zaś, po misternym pokrojeniu warzyw do sałatki, zajął się zbawianiem Matyldy nadzwyczaj tego dnia poważnej.
Co czynił TataOliwki? – zapyta dociekliwe Państwo. Fotografował, wino czerwone spożywał. No wykończony normalnie jestem. Padam.
PS. A komputerowy słownik worda słowo „origami” zamienia ochoczo na „orgiami”. Papierowa sztuka kontra gołe dupy. Ot, XXI wiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz