Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Pan Jerzy (tak, ten od młodzieży)




TataOliwki znowu zrobił drobną przerwę blogową. A zrobił, bo pracował, bo pracował ciężko, ba, pracował wyjątkowo ciężko (taaa….).

To był piękny weekend. Przyjechał był do nas Owsiak Jerzy, przyjaciel młodzieży i takich staruchów jak wuj Tygrys na ten przykład. Było miło, nawet bardzo. Wizyty w pubach, jakieś nagrania, potem otwarte spotkanie z publicznością.

Dla niektórych, Jerzy O. to jakiś tam rozkrzyczany pajac, jakiś oszołom, jakiś wujcio-wariatuńcio. Nie brakuje też i takich dla których jest szatanistą (tak, tak przez „sz” właśnie), który deprawuje i demoralizuje. Butapren wstrzykuje, marihuanę wciągać karze, pieniądze bogatym zabiera i biednym nie oddaje. Wiadomo, Tadeusz R. czuwa i naród o zagrożeniach informuje. Zuch ojciec!

A TataOliwki powie tak: żadnego gwiazdorstwa, żadnego zadęcia, żadnego zadartego noska. Przy napojach wszelakich i smakowitych zasadniczo wielce, przegadaliśmy wiele godzin o rzeczach ważnych bardzo i trochę mniej. Ze śmiechu umoczyłem nawet nieco porcięta, bo Jerzy okazał się wybornym opowiadaczem historyjek zabawnych. Inteligentny, pełen optymizmu facet, który robi dokładnie to, co chce robić. No i jeszcze dyryguje dość wrażliwą orkiestrą, która – jak był raczyć powiedzieć wuj Tygrys – zamiast na trąbach gra na sercach. No i gra nie tylko efektownie, ale przede wszystkim – efektywnie.

Niestety w przyszłym roku Orkiestra w Londynie nie zagra. Potencjalni organizatorzy pokłócili się, posprzeczali, dupy na siebie wypięli. Ot, jak na Polaków przystało… Zagra za to w kilku innych wyspiarskich miastach. Kto chce wiedzieć gdzie, niechaj zerknie na strony w Internecie.

Dyskusje były piękne, rozmowy owocne, a w sobotę główka jakby nie ta sama. Jakaś taka ciężka, jakaś taka obolała. Za dużo chyba słów wypowiedzianych…

***
No to jeszcze fragment wywiadu, który przygotowałem dla jednej z londyńskich gazet.

Wielkimi krokami zbliża się kolejny Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dla kogo tym razem zagracie?
Tym razem chcemy pomóc dzieciom z chorobami onkologicznymi. W szczególności chcemy zbierać pieniądze na powszechny dostęp do jak najwcześniejszej diagnostyki w wykrywaniu chorób onkologicznych. Łączy się to z zakupem kilkudziesięciu aparatów USG, które pozwolą bardzo szybko zdiagnozować, a następnie skutecznie leczyć dzieci z nowotworami.
Już raz, wiele, wiele lat temu graliśmy dla dzieci „onkologicznych”. Wtedy wyposażyliśmy oddziały zajmujące się ich leczeniem w bardzo nowoczesny sprzęt medyczny, a także wszystkie polskie hospicja dziecięce.


Na początku stycznia tysiące wolontariuszy znowu wyjdzie na ulice nie tylko polskich miast, by zbierać pieniądze na ratowanie życia chorych dzieci. Pamiętasz jak się to wszystko zaczęło?
Dokładnie 17 lat temu. Była to wtedy pierwsza niedziela Nowego Roku, w Warszawie było minus 17 stopni i cała Polska skuta była mrozem i lodem. Baliśmy się, że nikt nosa z domu nie wychyli, a jednak okazało się, że młodzi ludzi, tzw. rock’n’rollowcy, ruszyli ostro do boju i poruszyli całą Polskę. Wszystko było transmitowane w telewizji publicznej, która ze zdziwieniem przyglądała się temu narodowemu zrywowi. Okazało się, że za tym pierwszym razem przełamaliśmy wszystkie bariery społecznych oporów przed taką akcją. Zebraliśmy równowartość 1,3 mln dolarów, co było szokiem dla wszystkich. Pokazaliśmy też ludziom, że pomagając, ratując życie ludzkie, możemy świetnie się bawić. Stało się to firmowym logiem naszych działań – radość, zabawa, wspólne bycie ze sobą. Wszystko to bardzo, bardzo Polaków odmienia i pozawala im inaczej myśleć o sobie.

Przez te wszystkie lata Orkiestra niejednokrotnie była obiektem – delikatnie rzecz ujmując – dość niewybrednej krytyki. Zdarzało się, że swoimi oskarżycielami spotykałeś się w sądzie. Co czujesz w takich momentach, wtedy, gdy musisz bronić dobrego imienia Fundacji?
Jak atakują, to znaczy, że to co robimy wzbudza emocje. Na szczęście tych ataków jest niewiele, ale byłoby niedobrze, gdyby nie było ich wcale. Jeśli jeszcze tylko udawałoby się rozróżnić ataki od krytyki, wtedy łatwiej by się nam rozmawiało z przeciwnikami Orkiestry. Kiedy już materia nie wytrzymywała, wtedy zdarzało się, że kierowaliśmy sprawę do sądu. Jest to jednak ostateczność, notabene nie bardzo skuteczna, ponieważ, mimo wygranych spraw, nigdy do przeprosin nie doszło a wyrok został po prostu czystą formalnością.
A co czuję w takich momentach? Jesteśmy tak bardzo zajęci swoimi działaniami, że oczywiście mam przez moment uczucie żalu, że musimy tym się zajmować, ale codzienność orkiestrowa daje tak dużo satysfakcji, że to są tylko takie bardzo małe chwile złego nastroju.


Takie bezpardonowe ataki nie sprawiają, że masz czasami tego wszystkiego dość? Bywały chwile, że chciałeś przestać robić, to co robisz?
Nie, nigdy. Tak jak wcześniej powiedziałem, za dużo dzieje się, za wiele robimy i ta ogromna satysfakcja wynagradza wszystko. Poza tym dla mnie i dla nas w Fundacji, Orkiestra to powód do dumy, że jest to nasze, polskie, takie „made in Poland”. Powoduje to, że non stop myślimy o czymś nowym, non stop nasza energia wykorzystywana jest do tworzenia rzeczy niezwykłych, które przynoszą korzyści dla Polaków i nie tylko dla nich, bo także ludzie w innych krajach kopiują to, co robimy podczas Finału Orkiestry w Polsce.

A z czego czerpiesz siły do swojej pracy?
I z dobrych, i ze złych okoliczności, bo tak samo napędzają i każą pochylić się nad różnymi problemami. Na końcu, kiedy tych dobrych jest więcej, to człowiek czuje, że ma to wszystko sens i to jest to wystarczający napęd i wszelka energia, którą później oddajemy innym.

Jak spędzisz nadchodzące Święta Bożego Narodzenia?
Święta rodzinnie, tradycyjnie bardzo polskie, ze wszystkimi elementami, łącznie z pustym miejscem i sianem pod obrusem. Osobiście wypisuję baaaardzo dużo kartek, nie toleruję sms-owych życzeń. Pisanie kartek i dawanie prezentów to największa przyjemność bożonarodzeniowa.


I na zakończenie proszę dokończ zdanie: Chciałbym, aby rok 2009 był….

…pachnący, pyszny słońcem, zdrowiem, przyjaźnią, kapką pieniędzy i smakiem dobrego polskiego jedzenia. Krótko mówiąc, Szanowni Państwo, zdrowia życzę!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mam taką prywatną listę osób, które chciałabym osobiście poznać... Tato Oliwki zazdrościmy :(

Katarzyna Malec pisze...

TatoOliwki, brakuje mi jeszcze tylko spotkanie z Profesorem Janem Miodkiem, a zzielenieję permanentnie z zazdrości! Ah, zoska, łączę się z Tobą w zazdrości ;)

Rozumiem, że TataOliwki nie zamierza wyjawić skąd zna osobiście tak arcyciekawe persony?

TataOliwki pisze...

Tajemnica zawodowa ;)