Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

środa, 11 lutego 2009

Język


W szkole podstawowej uczyłem się języka rosyjskiego. W szkole średniej: francuskiego, łaciny, i dalej rosyjskiego. Na język angielski miejsca już nie było. Teraz trzeba zaległości nadrabiać i nadrabiać.

Z Oliwką sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przez dwa semestry chodziła tu do przedszkola. Potem, w wieku 4 lat, zaczęła się szkoła: najpierw odpowiednik naszej zerówki (Reception Class), teraz zaś klasa I. Lekcje rozpoczynają się o godz. 9.00 kończą zaś o 15.30. Jeśli do tego dorzucimy następne 1,5 godziny w świetlicy (kiedy mama w pracy, a tata w szkole), to okazuje się, że nawet 8 godzin dziennie Oliwa mówi wyłącznie w języku angielskim. Co z tego wynika? Ano to, że TataOliwki kompleksów nabawić się może…

Weźmy na ten przykład ostatnią niedzielę (niedziela to jest taki dzień, kiedy spotykam się z przesympatyczną Vanessą na dwugodzinne konwersacje; spotkania tym przyjemniejsze, że pierwszą godzinę siedzimy w kawiarence, na drugą zaś przenosimy się do pobliskiego pubu na białe wino; i jak tu nie lubić nauki?). Zatem ostatnio towarzyszyła mi Oliwa.

W kawiarence taka jakaś nieśmiała, taka jakaś cichutka. No a w pubie prawie mi do głosu dojść nie dała! Jak się dziewczę rozkręciło, to przestać w ogóle nie chciała. A potem dołączył do nas jeszcze Ben, mąż Vanessy, który został zmuszony do rysowania księżniczek. Oliwa mówiła i mówiła. Vanessa i Ben wrażenia nie ukrywali, a TataOliwki robił co mógł, by nadążyć i zadyszki większej się nie nabawić…

***
Oliwa zaczyna właśnie dwutygodniowe ferie. A skoro ferie to i obowiązkowa wizyta w nadwiślańskiej krainie, znaczy się w krainie Babci i Babci oraz Dziadka i Dziadka. Popołudniową porą frunie więc dziś małżonka osobista i frunie też panna Oliwka. TataOliwki zostaje zaś na posterunku. Co robił będę? No, smucił się będę. W piątek na ten przykład w towarzystwie owego smutku udam się do lokalu gastronomicznego na połączony urodzinowy dancing Vanessy i Marka (Szanowne Państwo już go poznało; to mój były nauczyciel z Australii). Jak się smucić, to się smucić…

A tak na poważnie: dobrze jest czasem pobyć samemu. Małżonka osobista podziela ów pogląd w całej tak zwanej rozciągłości...

***
Na załączonym obrazku: niedzielne nauki pobieranie. Oliwa mówi, Vanessa słucha, TataOliwki na wino spoziera.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

w sobotę postaram się pocieszyć Cię w tym niezmierzonym smutku

TataOliwki pisze...

Czekam :)
Ino nie zaśpij na aeroplan!

utopijne brydz.blox.pl pisze...

Trudno znać wszystkie języki świata, a kiedyś angielski nie był popularny. Natomiast małe dzieci mają zadziwiającą łatwość uczenia się.

Anonimowy pisze...

Witam.Moj synek tez chodzi do szkoły angelskiej,ale w Glasgow..Nauka idzie mu dosc dobrze..Fajnie,ze nasze dzieci sa tutaj i maja mozliwosc nauki jezyka w praktyce.W tym sa od nas lepsze.

Anonimowy pisze...

witam

Jestem ciekaw jakiego aparatu uzywasz ?

Dzieki

TataOliwki pisze...

dzięki za miłe słowa! :)

A pstrykam nikonem...