Na dobry początek:

[Miś nadaje na poczcie telegram]

Kobieta na poczcie: Ro-mecz-ku! Przy-jazd nie-ak-tu-alny! Ca-łuję! Rysiek.

Miś (do Oli): Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie... Chciałem żebyś zagrała u Romka.

Ola: Misiu! Misiu, wymyśl coś! Ty jesteś taki mądry!

Kobieta na poczcie: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta - Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...

Miś: Londyn - miasto w Anglii.

Kobieta na poczcie: To co mi pan nic nie mówi?!

Miś: No mówię pani właśnie.

Kobieta na poczcie: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

***
Jaki będzie ów blog? Pojęcia większego nie mam.
Na pewno jednak znajdzie się tu co nieco o:
a/ Londynie (bo taki tytuł byłem obrałem)
b/ Polakach (bo jakoś tu, nad Tamizą, dużo nas, oj dużo)
c/ Moich z aparatem zmaganiach
d/ Oliwce (bo to moja muza, nie tylko zresztą fotograficzna)
Dziękuję za wypowiedź pierwszą. Niestety nie ostatnią.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wegedzieciak.pl

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Czy te oczy mogą kłamać, czyli opowieść o bezdennej głupocie autora, a przy okazji – rzecz o angielskich medykach


Na załączonym obrazku Szanowne Państwo delektować się może widokiem zniewalającego spojrzenia TatyOliwki. Zniewalającego, a przede wszystkim nieco uszkodzonego. A było to tak (Uwaga! Trudne słowo: retrospekcja. Wpis z 19 listopada roku już ubiegłego)

Uprzejmie proszę o usprawiedliwienie mojej blogowej nieobecności. Otóż oczko mi się odlepiło. Temu misiu! A było to tak: Po koncercie wracaliśmy my sobie do domu aż tu nagle drzewo TatęOliwki zaatakowało! Ale jak! Gałązka w oczko lewe i dwa dni wolne od pracy.

Oko było się zamieniło w bulwę czerwoną (prawe białe, lewe czerwone – znaczy się prawdziwy polski patriota) i gdyby nie natychmiastowa pomoc żony, koniec nadszedłby niechybnie.

Żel, okłady z herbaty i ziół; pani żona okazała się być całkiem zaradną wiedźmą, wróżką i czarodziejką w jednym. I znowu widzę i znowu pisać mogę.

A zaskoczenie największe w tej historii jest takie, że drzewo zaatakowało mnie po trzeźwemu. Na koncercie wypiłem bowiem tylko wodę z minerałami, żadnego piwa. Chyba stary się robię skoro w takim przyzwoitym stanie gałęzie mnie atakują...


Tak było ponad sześć tygodni temu. Okazało się jednak, że czarodziejskie zdolności małżonki osobistej nie są wieczne i czar zdrowego oka był właśnie minął.

Po nieprzespanej nocy udałem się więc po pomoc do specjalistów, znaczy się odwiedziłem lekarzy w służbie Jej Królewskiej Mości.

Mała dygresja: według polskich dziennikarzy, angielska służba zdrowia składa się wyłącznie z konowałów tudzież innych koniokradów. Nieudacznicy, partacze, pijaki i złodzieje (wiadomo – każdy pijak to złodziej…) . Najlepiej więc nie chorować, a jeśli już to tylko na polskiej ziemi, gdzie lekarze są wyłącznie piękni, zdolni i piękni.

Pomny więc dziesiątek mrożących krew w żyłach opowieści w polskiej prasie z prawdziwym strachem w oczach (a dokładnie rzecz ujmując – w jednym oku) udałem się do Moorfields Eye Hospital (jak się potem okazało największy i najstarszy tego typu szpital na świecie; założony w roku 1805 zatem swoje ślepięta mógł tu badać i Sherlock Holmes tudzież inny Phileas Fogg).

Po 10 minutach od rejestracji przemiła pani przebadała chore oko. Kilkanaście minut później drugie badanie i diagnoza – uszkodzona rogówka. Okazało się, że wspomniana gałązka sprawiła uszkodzenie rzędu 1,6 mm. Mikstury małżonki osobistej – nomen omen – przeoczyły – rzeczoną rysę. Po gruntownym badaniu, sympatyczna pani nie tylko przepisała mi antybiotyki, ale od razu wręczyła mi tutkę kropel i tutkę kremu (co bym nie musiał już chodzić do apteki; no tak, TataOliwki już nie pierwszej młodości i o nóżki dbać również musi).

W szpitalu spędziłem godzinę. Mili ludzie, dla których mój koślawy angielski nie stanowił żadnego problemu pomogli szybko i jak się okazuje – bardzo sprawnie. Oko ma się coraz lepiej.

A tak w ogóle, była to moja pierwsza wizyta u lekarza na gościnnej angielskiej ziemi (wiadomo: wegetarianizm wzmacnia organizm więc choróbska zbytnio się mnie nie imają). Oczywiście małżonka osobista gorąco namawiała mnie już w listopadzie co bym z bulwą oczną udał się do medyka, ale żem osioł więc z porady nie skorzystałem.

I jeszcze słówko o angielskiej służbie zdrowia. Niedobrze wrzucać wszystko do jednego wora (a robią to nagminnie polscy dziennikarze). Niemal wszyscy moi znajomi narzekają na tutejszych lekarzy pierwszego kontaktu (tzw. GP). Na każdą dolegliwość zapisują Paracetamol i w zdecydowanej większości zachowują się tak, jakby swój zawód wykonywali za karę (jaką? – nie wiem). Inną grupę stanowią tak zwani specjaliści. I tu wypada czapki z głów ściągnąć i nisko się pokłonić (niestety dla polskich pismaków stanowią oni tą samą grupę co wspomniani GP, a różnica jest doprawdy ogromna). Piszę to, rzecz oczywista, z doświadczenia własnego i najbliższych. Na ten przykład Ciota Ola, co to Matyldę była urodziła w tutejszym szpitalu złego słowa na medyków powiedzieć nie da. Albo kiedy panna Oliwa miała problem z okiem (rodzinne chyba) i odwiedziliśmy pobliskiego okulistę również było miło i fachowo. No i teraz moja wizyta w ocznym szpitalu. Szacuneczek.

Nie jest chyba więc aż tak źle z angielskimi lekarzami. Wielokrotnie już jednak przekonałem się, że zza dziennikarskiego biurka w Warszawie wiedzą lepiej. Ba, wiedzą najlepiej. Nic to. Najważniejsze, że widzę. Widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie (tak, antybiotyki jak widać działają…). Darz Bór!

8 komentarzy:

zyga pisze...

Ja wiem...
Gdyby TataOliwki wypił na tym koncercie piwko....lub nie jedno . to z pewnością trajektoria Twojego powrotu do domu ominełaby to nieprzyjazne gościom drzewko z jeszcze bardziej niegościnną gałęzią:))
Pozdrawiam i do ..napisania..jutro bowiem szlify oficerkie jadę na Nasze West Point :))zdobywać i z przykrością powiadamiam o mniejszej intensywności odwiedzania Twoje bloga..:(.>:)

Anonimowy pisze...

Pomijajac fakt ze Zyga ma racje...smiem powiedziec ze to oczko takie jakies fotoszopowe wyglada ;)))

p.s

zdrUFka zyczymy!

Anonimowy pisze...

Ja jeszcze nie przeczytalem tego wpisu, ale poniewaz widze, ze chodzi o uszkodzony wzrok, to juz spiesze z wlasna teza - trzeba nie lada inteligencji, zeby pisac artykuly szarym kolorem na szarym tle!!!!!

A teraz skopiuje i wkleje do Worda i dopiero wtedy przeczytam.

Szpak.

TataOliwki pisze...

Zyga:
Jak zawsze masz rację! Powodzenia na egzaminach!

Pinio:
Eee... fotoszopowe? Gdzieżbym śmiał:)

Szpak:
Dziękuję za miłe słowo i wiarę w inteligencję piszącego :)
Pozdrawiam serdecznie

zyga pisze...

W kwesti formalnej.Egzaminy bedę miał dopiero po całej szkole oficerskiej, która ma miejsce w Kaliszu( prawie 3 miesiące)...Cóz daleko.Mała rewolucja w moim(naszym) dośc poukładanym świecie.No ale ba.Oficerem chce sie zosatc..to trzeba odrobine poświęcenia. W miarę mozliwości bede tu zagladał. Pozdrawiam ciepło( choc na dworze minus15 stopni)Ciebie i wszytskich Twoich bliskich.
Zyga

TataOliwki pisze...

Kalisz, jak mówią znajomi, całkiem przytulne miasto :)
Uściski dla całej rodziny i ja zasyłam z nieco cieplejszej części planety.

Magdalena pisze...

Nie jest tak zle, nie jest! Potwierdzam bo roznie juz tu bylam leczona, w tym radioaktywnie nawet i oczko tez mialam reperowane w Londynie i moge powtorzyc za TataOliwki: szacuneczek. I nawet moj GP nie jest taki zly (chociaz Paracetamol przepisuje prawie na wszystko) :-)

TataOliwki pisze...

No właśnie - nie jest źle :) I tej wersji siętrzymajmy ;)
Serdeczności pani Magdo