







O chlebie nowy, świeży, pachnący
W bochnie spękanym, symbolu pokoju.
Ty, co Cię ziemi rękami drżącymi
Odebrał chłop polski, w trudzie i znoju.
Tyle Pan Poeta. Do pracy więc, do pracy!
Wielce szanowny Marek nauczył nas piec chleb. Marka zaś tej jakże radosnej, a nade wszystko – bardzo prostej sztuki, nauczył Marcin. U kogo piekarskie nauki pobierał zaś Marcin, tego nie pamiętają nawet i najstarsi górale.
Powiem krótko: bez pomocy panny Oliwy chleba by nie było. A tak jest. Pyszny, pachnący i jakże naturalny. Mąka pszenno-razowa, woda, pestki słonecznika, pestki dyni, olej. Acha, no i jeszcze zakwas. Sześć składników. Tylko tyle. Potem do pieca na minut sześćdziesiąt i chleb jak malowany.
No i ile radości mieliśmy my, piekarze amatorzy. Panna Oliwa i TataOliwki zamówienia na pieczywo już przyjmują. Spokojnie, bez paniki. Dla każdego wystarczy.
A czy chleb, aby smaczny? Ostatni obrazek z Ciotką Olą w roli głównej niechaj będzie odpowiedzią na tak postawione pytanie.
No to oddajmy jeszcze głos Pani Poetce:
Wstań, o dziecię! Idź na pole,
Gdzie pot ludu wsiąka w rolę,
Gdzie pod jasnym naszym niebem
Kłosy brzęczą żytnim chlebem....
***
No to jeszcze coś z zupełnie innej beczki. Wczoraj, porą zasadniczo wieczorową, wysiadł nam piec. Było więc kąpanie sztafetowe. Pierwsze zagotowanie wody i panna Oliwa na start. Zaraz potem, mała dolewka i żona osobista – hyc w wanience. TataOliwki pluskał się ostatni (wiadomo, ostatni zawsze czysty i gładki...). W kwadransik rodzina cała wyszorowana i to w niewielkiej ilości wody. Ot, znaczy się my wielce ekologiczni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz