
Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać – mówił Maklakiewicz do Himilsbacha w „Wniebowziętych”. No to dziewczyny poleciały.
Po raz pierwszy byliśmy na London City Airport i coś mi się zdaje, że nie po raz ostatni. To niewielkie lotnisko położone wokół doków Tamizy jest, jak właśnie wyczytałem, najmłodszym portem lotniczym Londynu (pierwszy samolot wylądował tu w 1987 roku). Do tej pory korzystaliśmy zazwyczaj z lotniska Stansted, bo właśnie stamtąd odlatują samoloty niby-tanie Ryanair. Dlaczego niby-tanie? Ano dlatego, że drogie. Określanie tych linii przymiotnikiem „tanie” jest już zwyczajnym nieporozumieniem. Pomijam jakość usług (na ten przykład w roku ubiegłym nasi serdeczni przyjaciele miast wylądować w Bydgoszczy wylądowali w Berlinie; pasażerowie na własną rękę załatwiali autobusy, które zawiozły ich do Polski, bo „tani” Raynair pomocy odmówił...), całą masę dodatkowych opłat, piętnastokilogramowy zaledwie bagaż. Dziewczyny poleciały liniami British Airways, bo bilety okazały się o ponad 40 funtów tańsze niż lot (w tym samym czasie) niby-tanim Rynair. Nie dość, że taniej to i bliższej na lotnisko, i większy bagaż (23 kg), i posiłek na pokładzie. Warto więc sprawdzać ofertę także i niby-drogich przewoźników.
Muszę się jeszcze z Szanownym Państwem podzielić pewną lotniskową obserwacją. Obserwacją, którą podczas wczorajszej domowej dysputy potwierdzili zgodnie obywatelka Ola wraz z konkubentem, wuj Tygrys oraz goście: Karaś i Marek. Otóż wylatując z Londynu do kraju ojców, nie sposób nie zauważyć polskiej kolejki do odprawy. Zawsze (naprawdę ZAWSZE) nie brakuje takich oto przedstawicieli. Rodaczka: przywdziana w kusy kostium, obwieszona całą posiadaną w szkatułce biżuterią i umalowana, tu użyjmy delikatnego słowa: wyzywająco. Do tego obowiązkowa torebka z ogromnym napisem Dolcze Gabana lub inny Szanel, opalenizna na przewodniczącego Lepera no i wystrzałowa, odlotowa, bombastyczna, szałowa, na maksa odjechana fryzurka. No po prostu odlot! Łał! Co na to rodak? Rodak zakłada białe (rzecz jasna nie śmigane) pantofle, najlepiej z dużym firmowym znaczkiem. Do tego świeżutkie, dopiero co zakupione dresy. Ale, ale. Zakłada tylko dół od rzeczonego kompletu, bo na klatkę wrzuca – a jak! – skórzaną kurtkę. Do tego złoty wisior (im większy, tym wiadomo co) i tubka żelu we włosach. Ma być bogato. Ma być zagranicznie. Ma być funtowo, broń Boże złotówkowo. Bo wiecie przecie skąd przyleciała(e)m nie!
A wieczorem zadzwoniłem do dziewczyn, co by zapewnić o tęsknocie, zagubieniu i ogólnej rozpaczy. Córka moja osobista podobnych uczuć jednak nie przejawiała: tato, nie mogę rozmawiać, bo jestem na wczasach...
No to zszedłem do wesołej kompanii. Dżin z tonikiem łzy nieco zatamował.
3 komentarze:
super zdjecie :D
Dziękuję :)
Fajne lotnisko, male, szybka obsluga no i wrecz bez Polakow... ale teraz widze, ze i oni sie tam pojawili ;/
Prześlij komentarz